WCZORAJ RUSZYŁA czwarta edycja Wielkiego Brata. I znowu przez 100 dni będziemy zamęczani (oczywiście Ci, którzy dadzą się wciągnąć w tę mierną tele-nowelkę. Właściwie w tele-opowiastkę, dowcip. Dowcip z Orwella, który stworzył postać Wielkiego Wodza, obserwującego obywateli. Idea reality show "Big Brader" jest kpiną z "1984". Pamiętam jedną ze scen pierwszej edycji programu, kiedy pewien uczestnik przyniósł sobie, do środka tę właśnie książkę.
Nie śledziłem wtedy "show" [przypominam, że na Cyfrze+ podgląd z kamer dostępny był 24g/dobę!], nie wiem do jakich wniosków doprawadziła go ta lektura; chyba czuł się troszkę ___ groteskowo. Tak, ironicznie chętni SAMI DALI SIĘ ZAMKNĄĆ w "domu" brata Wlk.
Kiedy patrzę na dzisiejszy odcinek, i wczorajszy (ok 10 minut każdego z odcinków {dłużej się nie dało}) to widzę znaczny regres:
a. poziomu uczestników
b. różnorodności uczestników (podobno to gracze - wątpie czy w cokolwiek grają - uwaga JEDEN MA ZE SOBĄ FLET!)
Tak więc producenci zdecydowali się [zapewne było to z biznesowego pkt. widzenia służna decyzja, podparta badaniami rynku] na target programu: ludzie młodzi, 18-26 {na oko "strzelam"} przeciętni, cool, spoko, wyloozowani, itd itd.
W porównaniu z tą edycją TVNowską - tam mieliśmy CIEKAWSZYCH ludzi: rockman - fan Iron Maiden, Sebastian Florek-przyszły działacz SLD :D i np Starszy Stonowany Pan, który chyba nawet wygrał.
No i tyle. Więcej nie warto pisać o TYM EKSIBICJONISTYCZNYM RINGU.
Na ochłodę polecam kawałek "One Brown Mouse" zespołu Jethro Tull, na nowej płycie - składance "The Best of Acoustic Jethro Tull", gdzie Ian Anderson zaprezentował akustyczne wersje najlepszych momentów Jethro.